Część VII
Co stanowi w historii źródło życia, owe "spiritus movens" istnienia, pozwalające przetrwać najgorsze, wydobyć się z dna upadku i zamętu ?
Czy wystarczającym jest ten pierwotny zaczyn, ślad wielkości, która przeminęła, ale nie została wymazana do cna ?
"Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
co mnie żywemu na nic, tylko czoła zdobi,
lecz po śmierci was będzie wiodła niewidzialna,
aż was - zjadaczy chleba - w aniołów przerobi,"
pisał Słowacki w wierszu "Testament mój", wierząc w tajemną moc swej sławy. A nam cóż pozostało dzisiaj, aby się w anioły przemienić. Czy wspomnienia z przeszłości naszego miasta mogą ożywić dzisiejszych tułaczy, pchnąć do czynu ?
Bo czynu potrzebuje dziś miasto jak kwiat dżdżu, miasto nasze, nad którym zawisły po raz kolejny w dziejach czarne chmury.
Spójrzmy więc w przeszłość, przyjrzyjmy się jak to nieszczęsne miejsce, palone i plądrowane przez zawieruchy wojenne, potrafiło wciąż odradzać się z nową siłą i nową nadzieją.
Kolejny władca tych ziem, król pruski Fryderyk II, przyczynił się do rozwoju tkactwa lnianego w rejonie Podsudecia, m. in. poprzez uporządkowanie i ujednolicenie ustawodawstwa w tym zakresie. Dekrety i przepisy rządowe ustaliły normy jakości tkanin, czas bielenia, ilość wapna, wielkość kadzi, formy przygotowania młodzieży do zawodu tkacza czy przędzalnika.
Już w połowie XVIII wieku działają na tym terenie firmy kupców wrocławskich Köhlera, Pauze, Mülera, Grossmana. Rozwija się system nakładczy. W samej Głuszycy kroniki odnotowały istnienie 20 bielników, 3 magli wodnych, kilkunastu zakładów rękodzielniczych.
Targi płótna według ściśle określonych przepisów odbywają się w Jedlinie, Walimiu, Mieroszowie, a także w Wałbrzychu. Na całym Dolnym Śląsku pracuje ok. 6 700 krosien, ich produkcja dociera na Zachód Europy i do Ameryki. W latach 1767 - 1768 populacja ludności na Dolnym Śląsku została zdziesiątkowana epidemią czarnej ospy, która atakowała głównie dzieci. Głuszycki pastor Feige twierdził, że jest to kara za grzechy, nazywając chorobę "gorączką kartofla i węgla kamiennego".
Rzeczywiście przywiezione zza oceanu kartofle cieszyły się ogromnym powodzeniem, zwłaszcza wśród biedoty, a kopalnictwa węgla kamiennego przypominało jako żywo gorączkę poszukiwaczy złota w Australii lub diamentów w Afryce. Nic dziwnego, że wczesnokapitalistyczna pogoń za mamoną drażniła religijną duszę świętobliwego pastora.
Wspomniane już wyżej nieszczęścia nie oszczędzały miasta. Ponowną klęskę głodu przeżywa ono w latach 1804 - 1805, kiedy to po gwałtownej ulewie przypominającej oberwanie chmury, zerwane zostały wszystkie mosty i zalane liczne zabudowania. Doszły do tego dwa kolejne lata nieurodzaju, a następnie jakby i tego było za mało, spustoszenia wojenne.
Tym razem były one dziełem wojsk francuskich, które oblężyły Świdnicę w czasie napoleońskiej wojny francusko-pruskiej w 1807 r. Twierdza Świdnica skapitulowała przed armią dowodzoną przez słynnego generała Vandamne. Głuszycy usiłowały przyjść z odsieczą wojska bawarskie. Skończyło się to tragedią dla miasta, które zdobyte przez Francuzów zostało zmuszone do spłaty kontrybucji wojennych, dostaw żywności i innych obowiązków.
Z armią napoleońską miała okazję zetknąć się Głuszyca jeszcze dwukrotnie w latach 1812 i 1813, w czasie wyprawy na Rosję i następnie w czasie jej haniebnego odwrotu.
W ślad za Francuzami pojawili się podążający za nimi Rosjanie, którzy w sile 500 żołnierzy stacjonowali m. in. w Rybnicy Leśnej. Niestety nie był to ostatni fakt "gościnnych występów" Rosjan na tym terenie.
Początek XIX stulecia nie zapisał się więc złotymi głoskami w historii miasta, dalsze zmiany związane z ustanowieniem nowego porządku w Europie przez wielką, zwycięską nad Napoleonem koalicję, na Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku, nie zwiastowały także korzystnych perspektyw.
Czy uda się miastu przełamać ostatecznie "złą passę" - o tym w następnej części.